„We wszystkich dzielnicach Polski kożuch jest podstawą ubioru ludowego i używany jest nie tylko zimą, ale we wszystkich porach roku w myśl przysłowia: Do Świętego Ducha nie zdejmuj kożucha, a po Świętym Duchu lepiej być w kożuchu”, podaje Orynżyna. Wyprawiano skóry na kożuch od maja aż do listopada, grudnia. W tym celu wysuszone skóry baranie myto najpierw w rzece, dokładnie usuwając zeń brud i resztki mięsa za pomocą skrobacza, wysmarowywano gliną, a po jej skruszeniu moczono w roztworze z owsianej mąki od dwóch do czterech dni, zależnie od wielkości płachty. Tak przygotowaną skórę gnieciono na międlicach, oskrobywano i nacierano kredą, która zmiękczając materiał dodatkowo go wybielała, wreszcie – rozczesywano wełnę szczotką. Na jeden kożuch należało zużyć około 6-7 skór, które po wyprawieniu cięto i szyto, a nieraz i haftowano, przeznaczając na to zajęcie czas wolny od innych zajęć gospodarskich, głównie dni zimowe i słotne. Kuśnierze prócz kożuchów wykonywali także inne skórzane elementy garderoby: wyszywane serdaki czy tłoczone pasy.
Na użytek szewców i rymarzy skórę wyprawiano w zbliżony sposób, przy czym dodatkowo ją garbowano, kwaszono czy ługowano. Garbowanie wymagało wcześniejszego oczyszczenia skóry poprzez jej moczenie i oskrobywanie za pomocą ostrza kosy. Tak oczyszczoną skórę suszono w cieniu na świeżym powietrzu, a po wyschnięciu smarowano tłuszczem stanowiącym mieszankę bydlęcego łoju i oleju roślinnego. Teraz należało ją zmiękczyć: gdy rzemieślnik nie miał dostępu do specjalnego kołowrotu, stanowiącego standardowe wyposażenie małomiasteczkowych warsztatów rymarskich, radził sobie zawieszając dwie skóry u powały i obciążając je u dołu kołem od wozu, które obracane wokół osi skręcało materiał. Następnie należało ściągnąć w dół wsunięty między skóry drąg, odkręcając w ten sposób płachty, które ponownie skręcała bezwładność rozpędzonego koła. Czynność tę powtarzano wielokrotnie aż skóra uzyskiwała pożądany stopień elastyczności. Wystarczyło ją teraz jeszcze wygładzić, obtłukując drewnianą pałką lub młotem, i ufarbować, by mieć gotowy surowiec do dalszej pracy. Innym sposobem garbowania skóry było użycie garbników roślinnych zawartych w korze dębu, świerku czy wierzby. Była to metoda jeszcze bardziej czasochłonna, wymagała bowiem stosowania kilkumiesięcznych kąpieli materiału w odpowiednio dobranych roztworach.
Gdzieniegdzie jeden i ten sam rzemieślnik parał się zarówno rymarstwem jak i szewstwem, bo też i używane w obu tych specjalnościach narzędzia są bardzo do siebie podobne. Charakterystycznym tylko dla rymarza urządzeniem był tzw. konik rymarski, rodzaj ławki, na której siadało się okrakiem, zaopatrzonej w duży, drewniany ścisk, w którym umieszczano kawałek zszywanej ręcznie skóry. Rymarz zajmował się wykonywaniem skórzanych elementów końskiej uprzęży, a także chomąt, siodeł itp. Wygląd rymarskich wyrobów, jak większości wytworów ludowego rzemiosła, był zróżnicowany zależnie od regionu, „[m]amy więc skromną uprząż mazowiecką i podlaską, a jej przeciwieństwem jest strojna i bogata uprząż krakowska. W podlaskiej uprzęży chomąto jest ciemne, a część zasadniczą jego stanowi pas skórzany z cienkich rzemyków, których jedyną ozdobą są nanizane na nie drobne gwiazdki mosiężne. Zaprząg krakowski świeci natomiast chomątem, ozdobnie nabijanem mosiężnemi główkami. Uprząż góralska jest jeszcze ozdobniejsza”, wyliczał Fischer. Odmiennie niż w przypadku większości opisywanych tutaj rzemiosł, rymarstwo stanowiło dla trudniącego się nim rzemieślnika główne i to dość pokaźne źródło dochodu, dzięki czemu rymarz był zwykle bogatszy od większości chłopów. W przeciwieństwie do kowala czy kołodzieja, mieszkał on zwykle nie na wsi, lecz w miasteczku, skąd sprowadzano go do folwarku, by w okresie objętym umową wykonywał poruczone mu prace.
Zawód szewca, wykonywany wyłącznie przez mężczyzn, wymagał długiej, obwarowanej rozlicznymi przepisami cechowymi nauki i zazwyczaj – podobnie jak w przypadku wielu innych rzemiosł – wraz z warsztatem przechodził z ojca na syna. Choć nie cieszył się on wielkim prestiżem (powszechnie uważano szewców za pijaków i lekkoduchów, a dochody w tym rzemiośle nie były pokaźne), to nie brakowało chętnych do jego nauki, rekrutujących się zazwyczaj z miejskiej i wiejskiej biedoty. Podobnie jak rymarz, szewc stosunkowo rzadko rezydował na wsi: było to fach uprawiany głównie w miastach i małych miasteczkach. We wsiach natomiast można było spotkać trepiarzy, zajmujących się wyrobem prostych butów o drewnianej podeszwie i skórzanym wierzchu, bez zapiętka, nazywanych trepami, które włościanie wsuwali w chłodniejsze dni, krzątając się po obejściu. Dawniejsze rodzaje obuwia, jak wyplatane z pasków kory lipowej bądź brzozowej łapcie, czy skórzane chodaki w XIX wieku były już wypierane przez bardziej wyrafinowane, szewskie wyroby: buty z cholewami dla mężczyzn i trzewiki dla kobiet – trzeba jednak pamiętać o tym, że ubożsi włościanie, o ile w ogóle posiadali obuwie, wkładali je tylko od święta, np. idąc do kościoła. Buty były zbyt kosztownym nabytkiem, by zakładać je do dojenia krowy. Robiono je ze skóry wołowej i świńskiej, rzadziej koziej czy baraniej. Podeszwy były w owym czasie dwojakiego, w zależności od przeznaczenia, rodzaju: skórzane lub drewniane, do których – odpowiednio – za pomocą nici lub ćwieków przymocowywano cholewkę. W warsztacie szewca nie mogło zabraknąć trójnogu (na którym przybijano podeszwy, obcasy, podkówki itp.), szydeł szewskich (prostych do wyrabiania dziurek przy wbijaniu drewnianych szpilek i zakrzywionych do wykonywania szwów), tarników (do wygładzania skóry), radełka (w postaci drewnianej rączki z osadzonym w nim ruchom, zębatym kółkiem, które prowadzone po płacie skóry wytłaczało w nim linię kropek, wyznaczając tym samym równomierny bieg szwu), rylców (kształtem zbliżonym do dłuta, którymi fazowano krawędzie skórzanych przedmiotów), szewskich młotków, kleszczy, obcęgów i nożyc, wreszcie narzędzi do wykonywania otworów: szpilorków i dziurkaczy. Podczas szycia lub reparacji szewc unieruchamiał but na kolanie za pomocą rzemiennej pętli zwanej pocięgiem, której jedną część przeciągał nad butem, a drugą przydeptywał stopą. Do formowania obuwia używano kopyt – metalowych i drewnianych, z których te ostatnie były nieraz wykonywane na miarę, oraz prawideł, służących do rozciągania skóry gotowego wyrobu. Zamożniejsi rzemieślnicy mogli sobie pozwolić na zakup maszyn do szycia wierzchów i cholewek (przypominających wyglądem zwykłe maszyny krawieckie) czy pras szewskich, za pomocą których dociskano przy klejeniu zelówki do podeszwy buta. Pod koniec XIX stulecia zaczyna rozwijać się przemysł szewski, a fabryczna produkcja obuwia powoli wypiera rękodzieło: szewc coraz rzadziej dostaje zamówienia na szyte na miarę trzewiki, częściej zaś trafiają do niego buty spod przemysłowej sztancy, wymagające naprawy, rozciągnięcia lub rozbicia, by dobrze układały się na stopie właściciela.
Bibliografia:
Fischer, A. (1926) Lud polski. Podręcznik etnografji Polski. Lwów, Warszawa, Kraków: Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Moszyński, K. (1929) Kultura ludowa Słowian. Część I: Kultura materialna. Z 21 mapkami oraz rycinami 1138 przedmiotów. Kraków: Polska Akademia Umiejętności
Orynżyna, J. (1938) Przemysł ludowy w Polsce. Warszawa: Nakładem tygodnika „Polska gospodarcza”
Skuza, Z. (2012) Ginące zawody w Polsce. Warszawa: Sport i Turystyka – MUZA SA
Wszystkie prawa zastrzeżone
adres: Lasochów 39 | kontakt mailowy: